5 maja 2018
Nowy typiarz
18 lutego 2018
Próbne ęóąśłżźćń
Przez chwilę stałem nieruchomo, patrząc za odchodzącym
Jovelem. Zerknąłem jeszcze na Chana,
który wciąż spał, albo dobrze udawał. By następnie założyć buty i w pośpiechu
zamykając drzwi wyjść za swoim
chłopakiem. Nie tolerowałem zbytnio osób pod wpływem używek, jednak zarazem nie
mogłem go zostawić w takim stanie. Szczególnie, że bełkotał bez żadnego sensu i
ledwo szedł, co jako cel nie było dla niego ani trochę bezpieczne. Nie wiedziałem, do czego mogły się posunąć osoby,
które teraz by go spotkały. Z pewnością nie chciałem się przekonywać. Dogoniłem
go więc i złapałem za rękę z czułością. Spojrzał się na moją dłoń w zdziwieniu.
-Zaprowadzę cię do pokoju Jovel, jesteś w złym stanie – Oznajmiłem a przez głowę, przeszła mi myśl, czy mój chłopak, nie był w takim stanie z racji całej farsy związanej rangami. Chyba byłem złym wsparciem, zawsze trzymałem się na uboczu. A teraz, posiadając kogoś, kim mogłem się opiekować nie robiłem praktycznie nic, czy na pewno nadawałem się do tego… Do związku? Z drugiej strony, cóż miałem zrobić, skoro nikogo zbytnio nie obchodził los osób które otrzymały kartę celu. A sam nie mogłem go bronić cały czas, szczególnie, iż Jovel był uparty w swoim ciągłym twierdzeniu, że radzi sobie sam.
-Zaprowadzę cię do pokoju Jovel, jesteś w złym stanie – Oznajmiłem a przez głowę, przeszła mi myśl, czy mój chłopak, nie był w takim stanie z racji całej farsy związanej rangami. Chyba byłem złym wsparciem, zawsze trzymałem się na uboczu. A teraz, posiadając kogoś, kim mogłem się opiekować nie robiłem praktycznie nic, czy na pewno nadawałem się do tego… Do związku? Z drugiej strony, cóż miałem zrobić, skoro nikogo zbytnio nie obchodził los osób które otrzymały kartę celu. A sam nie mogłem go bronić cały czas, szczególnie, iż Jovel był uparty w swoim ciągłym twierdzeniu, że radzi sobie sam.
Próbne ęąśłżźćń
Przez chwilę stałem nieruchomo, patrząc za odchodzącym
Jovelem. Zerknąłem jeszcze na Chana,
który wciąż spał, albo dobrze udawał. By następnie założyć buty i w pośpiechu
zamykając drzwi wyjść za swoim
chłopakiem. Nie tolerowałem zbytnio osób pod wpływem używek, jednak zarazem nie
mogłem go zostawić w takim stanie. Szczególnie, że bełkotał bez żadnego sensu i
ledwo szedł, co jako cel nie było dla niego ani trochę bezpieczne. Nie wiedziałem, do czego mogły się posunąć osoby,
które teraz by go spotkały. Z pewnością nie chciałem się przekonywać. Dogoniłem
go więc i złapałem za rękę z czułością. Spojrzał się na moją dłoń w zdziwieniu.
-Zaprowadzę cię do pokoju Jovel, jesteś w złym stanie – Oznajmiłem a przez głowę, przeszła mi myśl, czy mój chłopak, nie był w takim stanie z racji całej farsy związanej rangami. Chyba byłem złym wsparciem, zawsze trzymałem się na uboczu. A teraz, posiadając kogoś, kim mogłem się opiekować nie robiłem praktycznie nic, czy na pewno nadawałem się do tego… Do związku? Z drugiej strony, cóż miałem zrobić, skoro nikogo zbytnio nie obchodził los osób które otrzymały kartę celu. A sam nie mogłem go bronić cały czas, szczególnie, iż Jovel był uparty w swoim ciągłym twierdzeniu, że radzi sobie sam.
- Fabien, spokojnie, pójdę sam – Powiedział średnio zrozumiale, kładąc mi rękę na ramieniu i kiwając głową. Zarazem potwierdzając moje myśli.
-Nie, chcę się upewnić, że nic ci nie będzie i już nikt cię nie skrzywdzi, bo znowu cię pobito, prawda? To dlatego doprowadziłeś się do takiego stanu? – Moje pytanie było przesycone ponurym poczuciem winy. Nie puściłem jego dłoni, wciąż idąc obok, czułem się takim żałosnym tchórzem. Mimo swoich usprawiedliwień, wiąż czułem się winny. Zacząłem nawet myśleć o tym, czy uczucie, które mu wyznałem, było szczere. Co ja w ogóle wiedziałem o miłości do kogoś? Wypaliłem mu te słowa… jak naiwne dziecko. Ponure myśli, zaczynały trzymać mnie coraz mocniej, aż z zamyślenia wyrwał mnie Jovel.
W reakcji na moje słowa, próbował zaprzeczyć ruchem głowy, otwierając usta by coś powiedzieć, jednakże przeszkodził mu nagły kaszel. Zatrzymałem się natychmiastowo i niemal odruchowo przytrzymałem chłopaka by czasem nie upadł.
- Co właściwie wziąłeś? - Zadałem kolejne pytanie, marszcząc brwi, lecz już bez surowości jaką obdarzyłem go wcześniej.
-Nie wiem – Zabrzmiało w odpowiedzi, podczas gdy jedną ręką zaczął pocierać zmęczoną twarz.
-Czy ktoś cię do tego zmusił...?
-Nie… - Odparł prosto
Zamilkłem po tych słowach, nie wiedząc już co mówić i o co pytać. Poczułem, że dalsze ciągnięcie rozmowy nie ma zbytniego sensu. Przynajmniej nie w tej chwili. Chociażby ze względu na to, że ledwo mówił, zaprowadziłem go więc w ciszy do pokoju i dopiero przed drzwiami się odezwałem.
- Masz klucze? – Mruknąłem cicho, mając nadzieję, iż nigdzie ich nie zgubił.
Chłopak zacisnął oczy i odchylił na chwilę głowę do tyłu, w szczególnym zamyśleniu, jakby nie rozumiał pytania, lub właśnie zastanawiał się czym są klucze, uznałem to za możliwe.
-Mmmam – Stwierdził w końcu i zaczął przeszukiwać swoje kieszenie, ledwo do nich trafiał, ale w końcu znalazł przedmiot. Gdy tylko otworzył drzwi, postanowiłem, że mogę go zostawić samego.
-Więc ja już pójdę, miłej nocy – Mówiąc te słowa, nieśmiało pogłaskałem go po policzku –Jutro porozmawiamy
Chłopak w prostej reakcji pochylił głowę ku mojej ręce z delikatnym uśmiechem. Rozczulony złożyłem na jego ustach delikatny pocałunek, by w jednej chwili się odsunąć
- Przepraszam, że jestem takim beznadziejnym wsparciem, uważaj na siebie – Powiedziałem jeszcze na odchodne i wyminąłem go by wrócić do swojego pokoju.
- Nie prawda - Usłyszałem jeszcze zza pleców – Dziękuję
Odwróciłem się lekko, Jovel był oparty o drzwi, posłałem mu jedynie smutny uśmiech i ruszyłem dalej. Czułem się naprawdę źle, odchodząc od niego, w głowie cały czas czułem nieprzyjemny mętlik. Musiałem z nim jutro szczerze porozmawiać, chociaż jeszcze nie wiedziałem, jak ubrać moje myśli w słowa.
-Zaprowadzę cię do pokoju Jovel, jesteś w złym stanie – Oznajmiłem a przez głowę, przeszła mi myśl, czy mój chłopak, nie był w takim stanie z racji całej farsy związanej rangami. Chyba byłem złym wsparciem, zawsze trzymałem się na uboczu. A teraz, posiadając kogoś, kim mogłem się opiekować nie robiłem praktycznie nic, czy na pewno nadawałem się do tego… Do związku? Z drugiej strony, cóż miałem zrobić, skoro nikogo zbytnio nie obchodził los osób które otrzymały kartę celu. A sam nie mogłem go bronić cały czas, szczególnie, iż Jovel był uparty w swoim ciągłym twierdzeniu, że radzi sobie sam.
- Fabien, spokojnie, pójdę sam – Powiedział średnio zrozumiale, kładąc mi rękę na ramieniu i kiwając głową. Zarazem potwierdzając moje myśli.
-Nie, chcę się upewnić, że nic ci nie będzie i już nikt cię nie skrzywdzi, bo znowu cię pobito, prawda? To dlatego doprowadziłeś się do takiego stanu? – Moje pytanie było przesycone ponurym poczuciem winy. Nie puściłem jego dłoni, wciąż idąc obok, czułem się takim żałosnym tchórzem. Mimo swoich usprawiedliwień, wiąż czułem się winny. Zacząłem nawet myśleć o tym, czy uczucie, które mu wyznałem, było szczere. Co ja w ogóle wiedziałem o miłości do kogoś? Wypaliłem mu te słowa… jak naiwne dziecko. Ponure myśli, zaczynały trzymać mnie coraz mocniej, aż z zamyślenia wyrwał mnie Jovel.
W reakcji na moje słowa, próbował zaprzeczyć ruchem głowy, otwierając usta by coś powiedzieć, jednakże przeszkodził mu nagły kaszel. Zatrzymałem się natychmiastowo i niemal odruchowo przytrzymałem chłopaka by czasem nie upadł.
- Co właściwie wziąłeś? - Zadałem kolejne pytanie, marszcząc brwi, lecz już bez surowości jaką obdarzyłem go wcześniej.
-Nie wiem – Zabrzmiało w odpowiedzi, podczas gdy jedną ręką zaczął pocierać zmęczoną twarz.
-Czy ktoś cię do tego zmusił...?
-Nie… - Odparł prosto
Zamilkłem po tych słowach, nie wiedząc już co mówić i o co pytać. Poczułem, że dalsze ciągnięcie rozmowy nie ma zbytniego sensu. Przynajmniej nie w tej chwili. Chociażby ze względu na to, że ledwo mówił, zaprowadziłem go więc w ciszy do pokoju i dopiero przed drzwiami się odezwałem.
- Masz klucze? – Mruknąłem cicho, mając nadzieję, iż nigdzie ich nie zgubił.
Chłopak zacisnął oczy i odchylił na chwilę głowę do tyłu, w szczególnym zamyśleniu, jakby nie rozumiał pytania, lub właśnie zastanawiał się czym są klucze, uznałem to za możliwe.
-Mmmam – Stwierdził w końcu i zaczął przeszukiwać swoje kieszenie, ledwo do nich trafiał, ale w końcu znalazł przedmiot. Gdy tylko otworzył drzwi, postanowiłem, że mogę go zostawić samego.
-Więc ja już pójdę, miłej nocy – Mówiąc te słowa, nieśmiało pogłaskałem go po policzku –Jutro porozmawiamy
Chłopak w prostej reakcji pochylił głowę ku mojej ręce z delikatnym uśmiechem. Rozczulony złożyłem na jego ustach delikatny pocałunek, by w jednej chwili się odsunąć
- Przepraszam, że jestem takim beznadziejnym wsparciem, uważaj na siebie – Powiedziałem jeszcze na odchodne i wyminąłem go by wrócić do swojego pokoju.
- Nie prawda - Usłyszałem jeszcze zza pleców – Dziękuję
Odwróciłem się lekko, Jovel był oparty o drzwi, posłałem mu jedynie smutny uśmiech i ruszyłem dalej. Czułem się naprawdę źle, odchodząc od niego, w głowie cały czas czułem nieprzyjemny mętlik. Musiałem z nim jutro szczerze porozmawiać, chociaż jeszcze nie wiedziałem, jak ubrać moje myśli w słowa.
Subskrybuj:
Posty (Atom)