5 maja 2018

Nowy typiarz


W sumie nie uważałem, abym jakoś szczególnie ryzykował. Coś takiego nie było raczej na tyle zagrażające komukolwiek, aby w razie wpadki zabrali mnie do dolnego kręgu. Maksymalnie by mnie deportowali do Observera. Nie była to w sumie ciekawa wizja, ale też i nie była jakaś wielce groźna. Jeżeli jednak dało się tego uniknąć, to zamierzałem tego uniknąć. Dałem chłopakowi papiery, zamierzałem mu też dać nocleg. Oczywiście w żadnym akademiku na niego nie czekali, ale wszystko miało wyglądać w pełni formalnie. W jego drodze do akademika zamierzałem go zgarnąć i stamtąd już zabrać do siebie do domu. Byle tylko nie spierdolił całości i straż go nie przejęła. Chciałem zobaczyć resztę swoich obiecanych pieniędzy. Przeprawa przez bramę na moście jak zawsze obeszła się bez problemów. W sumie to i często wpadałem do dolnego kręgu to może i już zaczynali mnie pamiętać. Nie wiem właściwie czy to było czymś złym czy też jednak nie. Z jednej strony mogli mnie już znać, może przyśpieszało to sprawdzanie wszystkiego, ale z drugiej strony mogli uznać to za podejrzane. Nieważne to jednak było. Znów znalazłem się w tej „lepszej” części miasta. Czy ja uznawałem ją za lepszą? Trudno powiedzieć. Ale w sumie to było niczym kurort wczasowy. Spokojny dom, do którego można wrócić po dniu zabawy. Ponoć kiedyś by dobrze się bawić trzeba było wyjeżdżać w inne miejsca, ale dzisiejszych czasach nie było to dane nikomu, no chyba że poprzez wirtualną rzeczywistość. Ja nie czułem się jednak, jakbym cokolwiek tracił. Wygodniej mi było w jednym stałym miejscu. Taniej.

18 lutego 2018

Próbne ęóąśłżźćń


Przez chwilę stałem nieruchomo, patrząc za odchodzącym Jovelem.  Zerknąłem jeszcze na Chana, który wciąż spał, albo dobrze udawał. By następnie założyć buty i w pośpiechu zamykając drzwi  wyjść za swoim chłopakiem. Nie tolerowałem zbytnio osób pod wpływem używek, jednak zarazem nie mogłem go zostawić w takim stanie. Szczególnie, że bełkotał bez żadnego sensu i ledwo szedł, co jako cel nie było dla niego ani trochę bezpieczne. Nie  wiedziałem, do czego mogły się posunąć osoby, które teraz by go spotkały. Z pewnością nie chciałem się przekonywać. Dogoniłem go więc i złapałem za rękę z czułością. Spojrzał się na moją dłoń w zdziwieniu.
-Zaprowadzę cię do pokoju Jovel, jesteś w złym stanie – Oznajmiłem a przez głowę, przeszła mi myśl, czy mój chłopak, nie był w takim stanie z racji całej farsy związanej rangami. Chyba byłem złym wsparciem, zawsze trzymałem się na uboczu. A teraz, posiadając kogoś, kim mogłem się opiekować nie robiłem praktycznie nic, czy na pewno nadawałem się do tego… Do związku? Z drugiej strony, cóż miałem zrobić, skoro nikogo zbytnio nie obchodził los osób które otrzymały kartę celu. A sam nie mogłem go bronić cały czas, szczególnie, iż Jovel był uparty w swoim ciągłym twierdzeniu, że radzi sobie sam.

Próbne ęąśłżźćń


Przez chwilę stałem nieruchomo, patrząc za odchodzącym Jovelem.  Zerknąłem jeszcze na Chana, który wciąż spał, albo dobrze udawał. By następnie założyć buty i w pośpiechu zamykając drzwi  wyjść za swoim chłopakiem. Nie tolerowałem zbytnio osób pod wpływem używek, jednak zarazem nie mogłem go zostawić w takim stanie. Szczególnie, że bełkotał bez żadnego sensu i ledwo szedł, co jako cel nie było dla niego ani trochę bezpieczne. Nie  wiedziałem, do czego mogły się posunąć osoby, które teraz by go spotkały. Z pewnością nie chciałem się przekonywać. Dogoniłem go więc i złapałem za rękę z czułością. Spojrzał się na moją dłoń w zdziwieniu.
-Zaprowadzę cię do pokoju Jovel, jesteś w złym stanie – Oznajmiłem a przez głowę, przeszła mi myśl, czy mój chłopak, nie był w takim stanie z racji całej farsy związanej rangami. Chyba byłem złym wsparciem, zawsze trzymałem się na uboczu. A teraz, posiadając kogoś, kim mogłem się opiekować nie robiłem praktycznie nic, czy na pewno nadawałem się do tego… Do związku? Z drugiej strony, cóż miałem zrobić, skoro nikogo zbytnio nie obchodził los osób które otrzymały kartę celu. A sam nie mogłem go bronić cały czas, szczególnie, iż Jovel był uparty w swoim ciągłym twierdzeniu, że radzi sobie sam.
- Fabien, spokojnie, pójdę sam – Powiedział średnio zrozumiale, kładąc mi rękę na ramieniu i kiwając głową. Zarazem potwierdzając moje myśli.
-Nie, chcę się upewnić, że nic ci nie będzie i już nikt cię nie skrzywdzi, bo znowu cię pobito, prawda? To dlatego doprowadziłeś się do takiego stanu? – Moje pytanie było przesycone ponurym poczuciem winy. Nie puściłem jego dłoni, wciąż idąc obok, czułem się takim żałosnym tchórzem. Mimo swoich usprawiedliwień, wiąż czułem się winny. Zacząłem nawet myśleć o tym, czy uczucie, które mu wyznałem, było szczere. Co ja w ogóle wiedziałem o miłości do kogoś? Wypaliłem mu te słowa… jak naiwne dziecko. Ponure myśli, zaczynały trzymać mnie coraz mocniej, aż z  zamyślenia wyrwał mnie Jovel.
W reakcji na moje słowa, próbował zaprzeczyć ruchem głowy, otwierając usta by coś powiedzieć, jednakże przeszkodził mu nagły kaszel.  Zatrzymałem się natychmiastowo i niemal odruchowo przytrzymałem chłopaka by czasem nie upadł.
- Co właściwie wziąłeś?  - Zadałem kolejne pytanie, marszcząc brwi, lecz już bez surowości jaką obdarzyłem go wcześniej.
-Nie wiem – Zabrzmiało w odpowiedzi, podczas gdy jedną ręką zaczął pocierać zmęczoną twarz.
-Czy ktoś cię do tego zmusił...?
-Nie… - Odparł prosto
Zamilkłem po tych słowach, nie wiedząc już co mówić i o co pytać. Poczułem, że dalsze ciągnięcie rozmowy nie ma zbytniego sensu. Przynajmniej nie w tej chwili. Chociażby ze względu na to, że ledwo mówił, zaprowadziłem go więc w ciszy do pokoju i dopiero przed drzwiami się odezwałem.
- Masz klucze? – Mruknąłem cicho, mając nadzieję, iż nigdzie ich nie zgubił.
Chłopak zacisnął oczy i odchylił na chwilę głowę do tyłu, w szczególnym zamyśleniu, jakby nie rozumiał pytania, lub właśnie zastanawiał się czym są klucze, uznałem to za możliwe.
-Mmmam – Stwierdził w końcu i zaczął przeszukiwać swoje kieszenie, ledwo do nich trafiał, ale w końcu znalazł przedmiot. Gdy tylko otworzył drzwi, postanowiłem, że mogę go zostawić samego.
-Więc ja już pójdę, miłej nocy – Mówiąc te słowa, nieśmiało pogłaskałem go po policzku –Jutro porozmawiamy
Chłopak w prostej reakcji  pochylił głowę ku mojej ręce z delikatnym uśmiechem. Rozczulony złożyłem na jego ustach delikatny pocałunek, by w jednej chwili się odsunąć
- Przepraszam, że jestem takim beznadziejnym wsparciem, uważaj na siebie – Powiedziałem jeszcze na odchodne i wyminąłem go by wrócić do swojego pokoju.
- Nie prawda -  Usłyszałem jeszcze zza pleców – Dziękuję
Odwróciłem się lekko, Jovel był oparty o drzwi, posłałem mu jedynie smutny uśmiech i ruszyłem dalej. Czułem się naprawdę źle, odchodząc od niego, w głowie cały czas czułem nieprzyjemny mętlik. Musiałem z nim jutro szczerze porozmawiać, chociaż jeszcze nie wiedziałem, jak ubrać moje myśli w słowa.